3.09.2011

Dzielnica: Krzyki 
Osiedle: Huby
Ulica: Łódzka, dawniej: Kantstrasse.
 



Słońca i słoneczniki, skuty napis z datą wybudowania (1908?) i resztki szyldu-napisu - to wszystko nic. Ta wieżyczka! Patrzymy na siebie codziennie - choć od skrzyżowania Łódzkiej z Wesołą dzieli mnie kilka przecznic, to z czwartego piętra mojej betonowej fortecy doskonale ją widać. Kiedy byłam mała, tak mała, że moje pojęcie o odległościach oraz orientacja w terenie skakały jeszcze z dywanu na podłogę ;), często siadałam na blacie kuchennym i patrzyłam przez okno na tę wieżyczkę. Ach! Disney'owski pałac, ani chybi! Może gdybym się z kimś podzieliła moim bajkowym spostrzeżeniem, to ktoś litościwie by mi wyjaśnił, że żaden pałac, a "stara rudera, którą mijasz, jak chodzisz z babcią na pocztę". Jak się ma metr wzrostu, to rzadko się patrzy aż tak wysoko. Tym sposobem, mój bajkowy pałac długo pozostawał wyrwany z kontekstu. Nie pamiętam, kiedy "to" do mnie dotarło. Najważniejsze, że nie byłam ani trochę rozczarowana :).


Zależało mi, żeby tam zajrzeć. Logiczne więc, że zawsze było zamknięte. Nikt nie wchodzi, nikt nie wychodzi, a przecież nie będę pół dnia ze smutną miną pod bramą sterczeć, bo mi jeszcze przechodnie na chleb zaczną dawać :/. Cały czas mam potężne opory przed dzwonieniem do lokatorów z prośbą, by mnie wpuścili (jestem człowiekiem starej daty ;) i wolę widzieć mojego rozmówcę). Dzięki tym swoim oporom zasadzałam się na tę kamienicę chyba ze dwa miesiące. No nie codziennie, ale... wiecie, ta niepewność "A może dziś, a może za godzinę? Pójdę, zobaczę..." :P. W końcu zrezygnowałam. Trzeba mieć swój honor. Nie, że nie udało mi się tam dostać - ja tam już po prostu nie chcę, o!

Szłam Łódzką z moim przyjacielem - wybieraliśmy się na Gajową, by dokończyć tamtejszy ciąg kamienic. Po drodze pojawił się wątek mojej wieżyczkowej kamienicy i nieśmiały pomysł, by do niej zajrzeć. Z rozpaczą wyjawiłam towarzyszowi, iż kamienica najwyraźniej mnie nie chce i zapewne jest zamknięta - tu, na dowód postanowiłam efektownie pchnąć drzwi. I nieomal wpadłam do środka :). Poczułam się jak mysz, która jakimś cudem wpadła do spichlerza - "Mogę stąd już nawet nie wychodzić, mam wszystko, czego mi potrzeba!". Wyjątkowo, postanowiłam zacząć zwiedzanie i fotografowanie od środka budynku, a nie od fasady. Skoro już mi się udało wejść... nie, nie będę ryzykować.

Wielkie, wielkie emocje. Wchodzę. Hm. No nie powala, baaaardzo standardowa posadzka. Nie wiem, czego się spodziewałam, może disney'owskiego designu :P? Drzwi wejściowe ratują sytuację. Piękna secesja, wyjątkowe zdobienia - nie przypominam sobie, bym widziała na Hubach coś podobnego, więc to taki lokalny unikat.
A na ścianach łyso. Na suficie też. Marmurek z łuszczącej się farby i lekkich przybrudzeń. No nie ukrywam, byłam w szoku. To tak, jakby dostać na urodziny cudowny, cudowny tort... z kartonu. Na szczęście poszłam dalej. Przy przejściu z holu do klatki schodowej znalazłam coś takiego. 
I JA SIĘ PYTAM: GDZIE JEST RESZTA?! ;( To były jedyne zdobienia, jakie znalazłam w tym budynku. No, nie licząc rzeźbień w drewnianej poręczy. 

Stolarka drzwiowa zazwyczaj oryginalna, nowe drzwi tylko tam, gdzie mieszkania zostały podzielone. Ilość antysemickich i innych "hejterskich" bazgrołów na ścianach - zatrważająca, aż się smutno robi. Ale przyznam, że to nie tym kamienica zapadnie mi w pamięć. Pierwszy raz w życiu widziałam coś takiego i nie mam pojęcia ani jak to się stało, ani po co: o co chodzi z tymi różnokolorowymi paskami farby?!
Jakkolwiek to nie zabrzmi: wszystko, co ta kamienica ma interesującego, ma na wierzchu. Dlatego z ulgą, że już opuszczamy klatkę schodową, zabieram się za fasadę. 

Ślady po kulach są, ale jest ich tak niewiele, że można pomyśleć, iż kamienica była po wojnie remontowana. Z tego, co widzę, remontowano jedynie balkony i zmieniono dach na mojej wieżyczce. Zdobienia fasady nie są obfite - to raczej stonowana elegancja ;). Im wyżej, tym bardziej ozdobnie. A "na niebie" już tylko Słońce. 
 
A wiecie, co znalazłam na ramach okiennych? Cyrkle. A jak się przyczaiły! Moje krótkowzroczne oczy dojrzały je dopiero na zdjęciach.
Do mojej listy do zrobienia dodaję "symbole masońskie". Będą tuż po "historii architektury". Żeby mi jeszcze życia na to wszystko starczyło... :)


Zapraszam do galerii!


10 komentarzy:

  1. O jaaa, a ja tam zawsze widziałem tylko ten obskurny sklep... Oby doczekała się remontu!

    OdpowiedzUsuń
  2. :D racja, ten sklep... właśnie TAKI jest. Zazwyczaj sklepy gnieżdżące się na parterach kamienic mają przykry zwyczaj "rozłażenia się". Najpierw wykuwają większe drzwi wejściowe, później położą kafelki rodem z rzeźni, później zamurują jedno okno, a wykują drugie - w zupełnie innym "formacie" niż pozostałe. A na koniec wszystko zamalują jakąś oczo..., no, jaskrawą farbą. Potem przyjdzie lokalna bohema i napisze markerami "siwy tu był"...

    OdpowiedzUsuń
  3. Maszkarony darzę szczególnym uwielbieniem - ten ze skutym napisem bardzo ciekawy. A słoneczko na szczycie - rewelacja. Trudno wypatrzyć z poziomu parteru. Kocham secesyjne detale - szkoda że w takim opłakanym stanie.

    OdpowiedzUsuń
  4. a mi rodzice wmawiali, że w tej wieżyczce mieszka Św. Mikołaj, jak tylko nie ma nic do roboty :). Długie lata w to wierzyłam, a teraz karmię tymi bajkami moich małych siostrzeńców ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. :D uśmiałam się, coś musi być w tej wieżyczce, że budzi tak bajkowe skojarzenia ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja w latach 70 -tych mieszkalne przy ul łódzkiej 20 często przechodzilem przez korytarz tej kamieniczki na pocztę.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam ją, to prawdziwa ozdoba tego skrzyżowania. Masz rację, wieżyczka jest bajkowa. I w ogóle - bardzo przyjemnie się Ciebie czyta :) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Kamienice na Hubach są najpiękniejsze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na tym blogu wszystkie kamienice są najpiękniejsze ;). Ale do hubskich mam ogromny sentyment, to prawda.

      Usuń