13.07.2015
Mieszkanie Grzegorza

Przy okazji ostatniego wpisu o "kamienicach niczyich" (swoją drogą, fajna nazwa - może jakiś skwerek czy plac tak we Wrocławiu nazwiemy? Plac Strzelecki wydaje się tu bardzo dobrym kandydatem do zmiany nazwy...) napisało do mnie kilka osób, by opowiedzieć o swoich prywatnych bataliach. Walka o doprowadzenie do stanu używalności mieszkań pokrytych nie tyle patyną czasu, co wręcz dosłownie... osadami wieków to ponoć pasmo niespodzianek. Czasami tak zaskakujących, że nawet kwestia pieniędzy schodzi na dalszy plan.

O p o w i e ś ć  o  m e t a m o r f o z i e
O ponad stu metrach kwadratowych desek, trzech kilogramach gwoździ, klamkach, które macał sam rektor i o 5 fenigach ze swastyką... i o wielu, wielu innych atrakcjach opowiedział mi pewien szczęśliwy posiadacz mieszkania w kamienicy. Był na tyle uprzejmy, że zgodził się ze mną spotkać i porozmawiać o tym, jak to się stało, że "adoptował" takie bezpańskie, kamieniczne mieszkanie. Na potrzeby tego wpisu udostępnił też kilkadziesiąt zdjęć z remontu (wszystkie fotografie ilustrujące dzisiejszy wpis oraz zdjęcia w galerii na Flickr są jego autorstwa).

Zatem, w imieniu Grzegorza, zapraszam.
Nikt z jego najbliższej rodziny nie mieszka w kamienicach. Wydaje mi się, że to warte podkreślenia: jego zamiłowanie do wrocławskich czynszówek nie zostało odziedziczone w genach. Ba, jego rodzice nie byli zachwyceni - delikatnie mówiąc - kiedy oznajmił im, że postanowił kupić ponad stuletnie mieszkanie. Jednak mój rozmówca miał już wszystko przemyślane, sprawdzone i wykalkulowane. Zanim zdecydował się na zakup tego konkretnego mieszkania, miał konkretny zarys tego, czego szuka i listę punktów "do sprawdzenia". Wśród kwestii najistotniejszych znalazł się oczywiście ogólny stan budynku, dach, piwnice, sąsiedztwo i odległość od centrum. Co do mieszkania - Grzegorz chciał, by było duże i miał zachowane jak najwięcej oryginalnych elementów. Nie musiało być wyremontowane - wolał wszystko urządzić po swojemu, o czym zadecydowały względy i estetyczne, i finansowe (kamieniczne mieszkania po liftingu osiągają niebotyczne ceny, a jeśli dodać do tego koszt ponownego dekorowania zgodnie z własnymi upodobaniami - wychodzi bajońska suma).

No i takie się właśnie trafiło. Gdzieś w Śródmieściu.

R e k t o r s k i e  k l a m k i
To mieszkanie miało dużo szczęścia Po pierwsze: poprzedni właściciele nie mieli ani zapędów dekoratorskich, ani też niszczycielskich. Ściany i sufity pokrywała hojna warstwa białych farb. Po drugie: zachowały się sztukaterie, stolarka drzwiowa i okienna, podłogi. Po trzecie: nowy właściciel wie co z tym wszystkim zrobić :).
Wprawdzie przyznał mi się, że początkowo nie myślał o tak gruntownym remoncie. Okazało się jednak, że podłoga w pokoju nad nieogrzewanym holem wymaga reanimacji. Jeśli ściągać deski w jednym pokoju - to można i we wszystkich. Przy okazji można dokonać wiekopomnych odkryć (3 kg gwoździ, skrawki niemieckich gazet i 5 fenigów - no kto by nie chciał znaleźć? ;)). A jak już się ściągnie tych sto metrów kwadratowych desek, to... głupio by było nie zrobić dokładnie w s z y s t k i e g o, nie? No wzruszyłam się, szczerze, wzruszyłam się na widok tych klamek przed & po.
A, taka ciekawostka, ponoć tymi właśnie klamkami otwierał okna pewien rektor, do którego to mieszkanie należało za czasów Breslau. Przedmioty codziennego użytku to całkiem magiczna sprawa...

P l a n y
Po zakończeniu prac remontowych Grzesiek planuje oddać mieszkanie w ręce dekoratorki wnętrz, zaznacza jednak, że sofy z Ikea to tam nie planuje. Mówcie co chcecie, może ze mnie beton, ale odetchnęłam z ulgą.
Na deser info. Mój rozmówca zadeklarował, że chętnie podzieli się wiedzą praktyczną zdobytą podczas remontu. Chcielibyście taki mini poradnik o tym co i jak po kolei? Jak wybrać mieszkanie w kamienicy, jak je remontować, na co zwrócić uwagę, jak wybrać odpowiednich specjalistów? Dajcie znać w komentarzach. A teraz już zapraszam do galerii zdjęć z przebiegu tej niezwykłej metamorfozy.

Czytaj dalej