24.05.2015
Kamienice niczyje



Zwykle staram się pokazać Wam co pięknego znalazłam we wrocławskich ceglanych staruszkach. Skupiam się na sztukateriach, imponujących bramach, koronkowych schodach. Zasłona milczenia miłosiernie skrywa upiorne akty wandalizmu, samowolkę w wymianie stolarki okiennej i ułańską fantazję w zakresie zagospodarowywania wspólnej przestrzeni klatek schodowych. Podczas mojego "kamienicowania" nieczęsto mam okazję, by zajrzeć do mieszkań i przekonać się, ile warstw współczesności nałożyło się na dostojne ściany. Z moich obserwacji wynika jednak, że niektóre mieszkania zdają się nic sobie nie robić z upływających dekad i zmian stylów wystroju wnętrz. Czy to z zamiłowania, czy z zaniedbania, czy z przyzwyczajenia - w wielu lokalach mieszkańcy pozostawiają oryginalne elementy. A te porastają kurzem i kolejnymi warstwami farb. Albo... znikają.
fot. Agnieszka M.

S z t u k a t e r i e  n a  w y n o s
Kiedyś na Facebooku kamienic udostępniłam link do ogłoszenia znalezionego na popularnym portalu sprzedażowym. Z treści ogłoszenia wynikało, że pewien pan z wrocławskiego Śródmieścia ma na sprzedaż... sztukaterie ze swojego mieszkania. Było również zapewnienie, że jeśli nie znajdzie się kupiec, to elementy zostaną zniszczone (Taktyka: "Płaćcie, albo je zabiję". Tylko czekać na zdjęcia przerażonych sztukaterii czy anonimowe przesyłki z poodcinanymi fragmentami zdobień...). To zdecydowanie za mało informacji, by móc z czystym sumieniem wyciągnąć widły i dokonać samosądu. Może kamienica idzie do rozbiórki? W obliczu faktu, że Wrocław nie ma czegoś w stylu banku detali architektonicznych, faktycznie lepiej je jakkolwiek uchronić przed zniszczeniem. Jednak wrodzona nieufność (a może smutne doświadczenia?) podsuwa mi inny scenariusz. Szaber Breslau trwa nieprzerwanie od 1945 roku, a w całej tej klęsce urodzaju, jaką pod względem kamienic może pochwalić się Wrocław, powoli ogarnia nas znieczulica.

N i c z y j e
fot. Agnieszka M.
Jak wiele oryginalnych elementów ginie z kamienicznych mieszkań? Co uległo zniszczeniu ze starości i zaniedbania, a co zostało z rozmysłem spieniężone lub usunięte, bo nie pasowało do kwadratowej sofy z Ikea? Strach pomyśleć. Gwoździem do trumny dla wielu pięknych mieszkań jest to, że są "niczyje", czyli miasta. Koszta remontu takich cudowności to skarbonka bez dna, a osoby zamieszkujące w lokalach komunalnych zwykle nie należą do majętnych i same niejednokrotnie potrzebują pomocy, a co dopiero mówić o inwestowaniu w mieszkanie, które de facto do nich nie należy.
fot. Agnieszka M.
Kilka lat temu moja znajoma rozglądała się za lokum dla swojej rodzinki. To, co zastała w niektórych mieszkaniach wyzwalało chęć przeprowadzenia remontu z kategorii "ogniem i mieczem!" - zdezynfekować i wpuścić buldożery. Tylko wprawne i wyczulone oko dostrzeże, że gdzieś na suficie majaczą resztki sztukaterii, dostojne drzwi zasługują na drugą młodość, a podłoga, gdyby tak ujrzała światło dzienne... Pytanie: kto ma na to czas i pieniądze, by w tym chlewie szukać pereł? W ten sposób kolejne mieszkania tracą swój wyjątkowy klimat.



S z u k a j c i e,  a . . .
fot. Grzegorz B.
Wiem, że to, co pokazałam na zdjęciach od Agnieszki, to nie jest jakiś kamieniczny standard, ale zwyczajnie szkoda mi tych mieszkań, które "miały pecha". Nie chcę jednak kończyć notki tak pesymistycznym akcentem. Wertując otrzymane od Was e-maile sięgnęłam do archiwum, w którym znalazłam m.in. list od pana Grzegorza, mieszkańca mojej ulubionej kamienicy przy Krasińskiego, który podzielił się ze mną kilkoma zdjęciami z remontu mieszkania - w tym fotką swojego niezwykłego "odkrycia" pod kilometrami farby na podłodze. Serce roście... ;)


Jestem ciekawa, czy ktoś z Was porwał się na taką stajnię Augiasza i doprowadził ją do stanu używalności, a przy tym zdołał zachować kilka smaczków rodem z Breslau? Piszcie w komentarzach lub na maila, wszelkie wspomnienia mile widziane :).

Czytaj dalej